Oczywiście nawiązuję tutaj do afery
francuskiego małoznanego pisarza i polskiego*, który uznał, że
zwyczajnie skopiuje słowa Francuza w Polsce i zyska taką samą
rozpoznawalność jak tamten w Europie. Obydwaj działali oczywiście
w myśl znanej od dawna zasady, nie ważne jak mówią, ważne, żeby
nie przekręcali nazwiska.
Jeden pan z drugim panem uznali, że
zakomunikują światu, z kim lubią spać. Mężczyźni z tego, co
sami o sobie mówią, najczęściej komunikują pewne rzeczy wprost.
W związku z tym mężczyzna, który pragnie poinformować świat, z
kim lubi sypiać formułuje zdanie: lubię sypiać z x, który
spełnia taki i taki warunek. Spełniasz te preferencje to dobrze.
Mogę cię spróbować poderwać.
Pan Francuz (bo pan Polak po prostu
jego słowa powtórzył dorzucając garść pseudoargumentów typu
„jest oczywiste, że”) zdefiniował swoją wymarzoną grupę
docelową nie wprost, czyli bardzo mocno krytykując grupę osób,
którą pod jego kryterium nie podpada. Od razu wygląda to
podejrzanie.
Trzeba zaznaczyć, że nie dotyczyło
to oczywiście wszystkich osób, które wyklucza. Pominął na
przykład młodych mężczyzn, osoby transseksualne, starszych
mężczyzn i inne grupy, które - jak możemy się domyślić –
również wyklucza. Jego obraźliwe słowa dotknęły jedynie kobiet
po pięćdziesiątce. Użył do tego oczywiście jednego z częściej
używanych błędnych wnioskowań, czyli generalizacji. Wyszedł z
tego bełkot w stylu: sypiam z młodszymi kobietami, bo przecież
wiadomo, że wszyscy mężczyźni z natury nie czują pociągu do
starszych kobiet (gdzie starsza kobieta to 50+ czyli w wieku tego
pana).
Dlaczego ten Pan Francuski Pisarz (i jego polski klon) mają potrzebę uderzania w kobiety 50+ w trakcie informowania opinii publicznej o swoich preferencjach w doborze partnerów?
Mam w swoim środowisku (a pewnie każdy
ma, bo ten wybryk naszej kultury wcale nie jest rzadki) kilku takich
panów, którym związki z rówieśniczkami nie wyszły. Oczywiście
im bardziej to oni nawalili, tym bardziej w ich opowieściach ich
pierwsze partnerki są potwornymi potworami z definicji (zwykle nie
są w stanie podać konkretnych rzeczy, które zrobiły źle). Ci
panowie są bardzo żartobliwymi, fajnymi, otwartymi ludźmi, którzy
potrafią zainteresować ciekawą dyskusją. Średnio mniej więcej
przez jedną imprezę. Później zakres ich wspaniałości okazuje
się dość przewidywalny i męczący. O ile młode kobiety są w
stanie na to przymknąć oko, to starsze zwykle już przynajmniej raz
dały się na coś takiego nabrać i trochę szkoda im czasu. Młode
kobiety niestety mają jedną poważną cechę – dojrzewają. Z
czasem więc takiego pozornego samca Alfa odrzucają, a on wiąże
się z coraz młodszymi kobietami, aż w końcu nawet jego córka
patrzy na niego jak na żenującego pedofila. Wtedy przychodzi
oczywiście ten moment, kiedy mężczyzna ma potrzebę powiedzieć
(trzeba przyznać, że to mechanizm ogólnoludzki) – to nie we mnie
jest problem, tylko w tych kobietach, co to z wiekiem mnie nie kręcą.
I ja wierzę, że oni w to wierzą.
Żebyśmy wiedzieli o czym mówimy, wklejam zdjęcie kompletnie aseksualnej pani 50+ (Monica Bellucci, jakbyście próbowali się umówić... Buahaha! ;) )
Samiec Alfa przestarzałej generacji
Ciągle tym panom się wydaje, że żyją
w czasach, w których ilość, a nie jakoś stosunków seksualnych
gwarantuje sukces prokreacyjny (tu zwykle następuje mój ulubiony
fragment powoływania się na ewolucję, który udowadnia jedno: że
osoba do niej nawiązująca kompletnie nie rozumie, na czym polega
ewolucja – odwołuję do haseł Lamark i Darwin w podręcznikach
waszych dzieci lub wikipedii; zwróćcie uwagę na hasło CELOWOŚĆ).
Może i tak było panowie przez wynalezieniem antykoncepcji. Na
szczęście kobiety coraz częściej decydują, z którym mężczyzną
rodzą dziecko. Rzadko która (choć oczywiście są wyjątki) uważa,
że najlepszym wyborem jest puchar przechodni każdej imprezy, z
którym świetnie sobie zrobić pijacką fotkę na imprezie, ale już
na trzeźwo, to gadka jest raczej nudnawa. Raczej wybierają takich, z którymi będą w stanie nawiązać długofalową relację.
Nazwisk panów nie przytaczam. Sama ich z niczym przełomowym nie kojarzę, choć może obiły mi się te
nazwiska o uszy (a raczej podbijam te smutne statystyki czytelnictwa), więc nie widzę sensu ich
powtarzać. Zresztą wiem, że takich panów nie brakuje i dzięki
temu, że nie wymienię nazwisk, to wpis będzie bardziej uniwersalny
i nie będę musiała sobie ciągle strzępić klawiatury. ;) Wkleję
linka i po sprawie. Oczywiście Wy również możecie udostępniać
(będę nawet z tego faktu szczęśliwa) moje klepanie w klawisze, bo
w gruncie rzeczy klawiatura nie głupota, w końcu przychodzi jej
kres.
Przyszedł czas na morał
Panie i Panowie! Uświadamiajcie sobie,
co naprawdę komunikujecie swoimi słowami. W seksie naprawdę nie
chodzi o to, żeby komuś próbować odbierać atrakcyjności. Każdy
ma inne gusta i tworzenie jakiś ogólnych tez na temat
atrakcyjności, czy nieatrakcyjności na tej płaszczyźnie
(seksualności) ma małą szansę ma na powiedzenie czegoś na temat
świata. A zdradza bardzo dużo na temat nas samych.
Mówcie pięknie o Waszych realnych
partnerach, zamiast mówić źle, o tych, z którymi Wam (z różnych
powodów) nie wyszło.
Kochajcie się pięknie i z uważnością
na innych, a sami zdziwicie się, jak w seksie reguła „dobro
wraca” się sprawdza!
PS Przepraszam za mało estetyczne zdjęcie, ale sami rozumiecie - taki temat.
*analogicznie małoznanego, tylko
jeszcze w Polsce, gdzie przeczytanie chociaż jednej książki w roku
deklaruje tylko 39% ludzi
Komentarze
Prześlij komentarz